Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

Czyżbym poważył się targnąć na ten węzeł, prawdziwie magiczny, święty, niebiański, który wiąże serc dwoje! O, Pani! ja zbyt wielką cześć wyznaję dla prawdziwéj miłości, abym miał odebrać ją siostrze méj, gdyby nie nakazywały mi tak postąpić: honor, obowiązek, sumienie...
Tak, myślałam, on nie winien! tamten-to był Zosi niegodnym, a on, jak wzniośle pojmuje miłość, z jakim o niéj mówi zapałem!
Listki wyhaftowane na batyście były już całkiem białe, oderwałam jednak od nich oczy i znowu spojrzałam na pana Lubomira. Wydał mi się w téj chwili bardzo pięknym. Na czole jego wyczytałam usprawiedliwienie zupełne; niezwykły rumieniec wzruszenia palił się mu na policzkach; oczy, wpatrzone we mnie, migotały iskrami.
— Jakaś pani dziś piękna! — wymówił szeptem prawie, nachylając się ku mnie. — Jak pani czarownie z tą dzisiejszą bladością, z tym smutkiem tajemnym, który czytam w twém oku! O, pani! i ja cierpiałem!
Tu westchnął głęboko. Spojrzałam nań ze współczuciem.
— Pan cierpiał? — spytałam cicho.
— Tak, pani! — odpowiedział pełnym melancholii głosem, wiodąc ręką po czole; — fale życia unosiły mię po szerokim oceanie świata i byłem jako łódka bez kierowniczego wiosła, jako okręt pozbawio-