ny masztów swych i busoli! Podobny do wędrowca, zbłąkanego na piasczystych wydmach pustyni, spragniony wszystkiego, co piękne i dobre, spragniony miłości prawdziwéj, wielkiéj, namiętnéj, szukałem niespokojnym wzrokiem oazy, na któréj-by spocząć mogły oczy moje i serce...
Umilkł na moment, niby pod wpływem wzruszenia, nad którém zapanować nie mógł, a ja spuściłam oczy na haft, bo instynktowe niemiłe ogarnęło mię wrażenie. Wyraz „oaza”, użyty przez pana Lubomira, rażąco uderzył moje uszy. Razem z nim przypłynęło do mnie bolesne wspomnienie. Wszakże i pan Agenor, oświadczając się, tego samego użył wyrazu!
— Ale przyszła chwila — ciągnął daléj pan Lubomir — że oczom moim ukazał się kwiat czarownéj piękności, serce moje ujrzało i odgadło upragnioną oazę...
Słowo w słowo tak samo mówił pan Agenor!
— Tym kwiatem i tą oazą jesteś pani — omdlewającym prawie głosem wymówił pan Lubomir i dodał, bliżéj jeszcze nachylając się nade mną: Ja panią kocham!
O, czarodziejska mocy wyrazu tego! jaki wpływ niezbadany i nieokreślony posiadasz na serca młode i gorące!
Sama nie wiedziałam, jakim sposobem ręka moja
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.