właściwym sobie smutno-ironicznym śmiechem. Zdziwi się może ktokolwiek, że tak drażliwe i przykre dla mnie przejście opowiadałam towarzyszce; ale naprzód, jak najczęściéj bywa u bardzo młodych osób, nie miałam tajemnic dla rówiennic moich, z któremi byłam sprzyjaźniona; następnie, Helenka była mi jedną z najsympatyczniejszych i najbliższych towarzyszek; nakoniec była ona znacznie starszą i doświadczeńszą ode mnie, wierzyłam w jéj rozsądek i znajomość ludzi, pragnęłam więc, aby mi wytłómaczyła to, czego dotąd jeszcze w postępowaniu i osobie pana Lubomira zrozumiéć nie mogłam.
— Jeżeli nie w szczególności, to w ogólności przewidziałam to, co mi teraz opowiedziałaś — ozwała się Helenka, gdym skończyłam mówić — byłam pewną, że ulegniesz rozczarowaniu tak prędko, jak uległaś złudzeniu pana Lubomira. Znam go oddawna; był on piérwszym młodym człowiekiem, którego poznałam, i który starał mi się podobać, gdy w świat wyszłam; miałam dla niego dość żywą sympatyą; tak, jak ty, uznawałam go skończonym ideałem, i tak, jak ty również, choć innemi sposobami i zbiegiem innych wypadków, przekonałam się, że jest to sobie wielce tuzinkowe indywiduum, i że cała garść marzeń i westchnień, jaką en l’honeur de lui straciłam, była najzupełniéj próżnym wydatkiem...
— Ależ moja droga! — zawołałam — dlaczegoż
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.