Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

jak inne beczały... Otóż pan Lubomir jest jota w jotę takim Donżuanem, strojącym się w płaszcz Almawiwy i w sentymentalizm pasterzy złotych wieków; takim rycerzem, wojującym językiem, a wobec czynu przemieniającym się w wiernego swemu stadu barana, i w tém-to właśnie leży klucz do zagadki jego całéj moralnéj wartości, redukującéj się do zera, i téj pozornéj sprzeczności pomiędzy słowami jego a postępowaniem.
— Czy jesteś zupełnie przekonana — przerwałam — że pan Lubomir nie miał żadnéj istotnéj słuszności, odmawiając ręki swéj siostry panu Władysławowi N. i że uczynił to jedynie przez dumę i posłuszeństwo zwyczajom, panującym w jego klasie?
— A ty czy jeszcze wątpisz o tém? — zapytała nawzajem Helenka. — Czyliż człowiek, który udaje zapał miłosny, przysięga miłość do grobowéj deski, a w moment potém przeniewierza się własnym słowom w najlekkomyślniejszy i najbrudniejszy sposób, może być pod innemi względami konsekwentnym z samym sobą, szczerze wyznającym w czynie to, co wyznaje i głosi ustami? Nie, moja droga! pan Lubomir nie miał żadnéj słuszności, raniąc tak boleśnie serce biednéj Zosi, i odpychając od niéj jedyną może sposobność uczciwego i prawdziwie szczęśliwego zamążpójścia, jaka jéj się w życiu zdarzyła. Pan N., lubo jest jeszcze młodym, posiada ogólną i ustaloną opinią zacnego, rozumnego i biegłego w swym zawodzie czło-