Zenia zrobiła drwiąco-wesołą minkę.
— Zeniu — ze smutkiem wyrzekła Emilka — gdybyś kochała pana Michała, nie tak-byś mówiła...
Zenia obie ręce do uszu podniosła.
— Moja Emilko! — zawołała — już ty mi dość nagadałaś o tych swoich kochaniach i niekochaniach, straconych marzeniach, przyszłych nieszczęściach i tym podobnych rzeczach, o których więcéj słyszéć nie chcę. Daj mi już raz święty pokój z tym swoim: „ależ ty go nie kochasz!” Słyszałaś przecie, jak mama mówiła, że l’amour viendra après le mariage! Wprawdzie, między nami mówiąc, nie bardzo ja w to wierzę, aby francuzkie to przysłowie sprawdziło się na mnie, i abym miała po ślubie zapłonąć gorącą miłością dla mego przyszłego małżonka. Ale stało się! rzecz zdecydowana! nie kocham wprawdzie pana Michała, ale nie mam téż do niego antypatyi i uważam go za dobrego i poczciwego człowieka. Przytém, zostając jego żoną, otrzymam pewność, że nie będę już nigdy starą panną, co przy moich problematycznych wdziękach i problematyczniejszym posagu było bardzo możebném. Jako mężatka, będę miała niezależną w świecie pozycyą, swobodę rozporządzenia się wszystkim, co będzie do mnie należało, i mnóztwo przyjemności, rozrywek, zabaw, których pan Michał z pewnością mi dostarczy, bo kocha mnie i jest dobry i bogaty...
— A serce? — ozwała się z wolna Emilka.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.