Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie oczy przechodniów? Idąc ulicą, słyszałam nieustannie za sobą stąpania jego, niby miarowy chód więziennego stróża, i czułam ciągle unoszący się za mną w powietrzu wysoki kapelusz, przepasany srebrnym galonem. Przychodziło mi na myśl, że ten paradny i błyszczący szychem mój dozorca naśmiewa się ze mnie w duchu, widząc, jak bez celu przechodzę z ulicy w ulicę, albo, co gorzéj, złorzeczy mi, że wyrwawszy go ze słodkiego przedpokojowego far-niente, zadaję mu fatygę bez żadnego wyraźnego powodu. Krępował on nietylko moje kroki, ale i myśli nieustanną troskliwością i uniżonością, do jakiéj czuł się obowiązanym. Gdy rozmijałam się z kilku razem ludźmi, wysuwał z za mnie długie swe ramię i torował mi drogę, nielitościwie nieraz usuwając, odpychając ode mnie tych, którzy z ubrania wydawali mu się pospólstwem.
Kiedy zstępowałam z chodnika, pośpiesznie podawał mi ramię, abym się nie poślizgnęła; kiedy chciałam skręcić na jaką boczną mniejszą ulicę, przestrzegał mię, że znajdę ślizkie lub błotniste przejście, i że tamtędy sam gmin tylko zwykle chodzi.
Gniewała mię i niecierpliwiła ta uciążliwa asystencya; z powodu jéj, wracałam do domu prędzéj, niż chciałam, nie orzeźwiona swobodnym ruchem, nie pocieszona żadnym z tych widoków, dla których właśnie pragnęłam przechadzki; ale nazajutrz, jeśli znowu wyjść na miasto chciałam, lokaj znowu szedł za