Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

mną. Było to konieczne i nieuniknione, bo tak kazał zwyczaj, bo w kodexie światowych prawideł stało wyraźnie zapisane prawo: że panna, dobrze wychowana, nie ma wychodzić pieszo na miasto bez towarzystwa starszych osób, a jeśli i czyni to w ostateczności, to już nieodmiennie powinna miéć za sobą lokaja, stąpającego za nią miarowym krokiem i ubranego w wysoki kapelusz z galonem. Inaczéj grozi jéj niebezpieczeństwo popadnięcia pod wyrok kodexu karnego, to jest, podejrzeń i obmów świata.
Wracałam téż do domu, zmęczona fizycznie, ale moralnie niepocieszona i niewzmocniona. Twarz moja za każdym razem była bledszą, a na ustach błądził coraz wyraźniejszy uśmiech ironii. Chłodne rozczarowanie coraz głębiéj wnikało w moje wnętrze, mara zwątpienia coraz szerzéj ogarniała mię swemi lodowatemi ramionami.
A gdy z tą bladością na twarzy, z tym chłodnym ironicznym uśmiechem na ustach, a z okiem zwilżoném mimowolną żałością, wchodziłam do salonów, jeden już tylko rozlegał się okrzyk pochwały i admiracyi. Mówiono, że staję się coraz piękniejszą, że jestem niepospolitą, interesującą, że mam w sobie coś zagadkowego i tajemniczego, co pociąga i przykuwa do mnie oczy. Ubiór mój nawet i sposób tańczenia zwracał powszechną uwagę i wyróżniał się od tła ogólnego. Tańczyłam bowiem bez zapału, bez chęci prawie, bez uprzedniéj swobody myśli i wesołości, co