pożegnała czarowny obraz piérwszéj miłości i, słaba, strwożona jak dziecko, zmęczona walką większą nad jéj dziecięce siły, poddała się całkiem kierunkowi tego, który tyle łez wycisnął z jéj oczu, który, jak pokazała przyszłość, miał tym postępkiem swym zwichnąć całe jéj życie. Zenia była pogrążona w kupowaniu wyprawy, Emilka pomagała jéj całemi siłami w wielkiém dziele, od którego, zdawało-by się, że cały przyszły los młodéj narzeczonéj zależał. Raz, przyjechawszy do nich, znalazłam je obie literalnie zarzucone stosami towarów, rozłożonych po stołach, kanapach i dywanach. Zenia stała przed zwierciadłem, przymierzając suknią, przed chwilą przyniesioną przez krawca, który stał o kilka kroków i z zamiłowaniem przyglądał się dziełu rąk swoich. Była to pyszna suknia z aksamitu, niezmiernie długa, ozdobiona koronkami delikatności pajęczéj. Ujrzawszy w zwierciedle mnie wchodzącą, Zenia odwróciła się i zawołała:
— Patrz, Wacławo! co za przepyszna suknia! Pan Ryger (tak się nazywał najmodniejszy nasz krawiec) wybornie mi ją zrobił. Co za gatunek aksamitu! jaki kolor! jaka długość imponująca! a koronki? spodziewam się, że nie masz im nic do zarzucenia!
Mówiąc to wszystko, Zenia przeszła się parę razy po pokoju, nadając swym krokom pewną powagę, tak, jakby wyobrażała sobie, że jest już mężatką i oddaje piérwsze ceremonialne wizyty w swéj kosztownéj i wspaniałéj sukni.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.