z symetryą i starannością układając wiązanki zielonych mirtu gałązek.
— No, teraz moje panie — rzekła Emilka, przerywając dość długie milczenie — wybierzcie mi najpiękniejsze i najbujniejsze gałązki! Zaczynam bowiem splatanie wianeczka!
To mówiąc, Emilka przysunęła do siebie tacę i zaczęła przebierać między gałązkami; kilka najbliżéj jéj siedzących panien zaczęło jéj pomagać, kilka innych przeniosło wzrok z wiązanek swych na Zenię.
Zenia bledsza była i bardziéj milcząca, niż zwykle; przy wyrazach Emilki upuściła kilka gałązek, które machinalnie trzymała w ręku, i zamyśliła się.
— Jakże to dobrze, moja Zeniu — mówiła daléj Emilka żartobliwym tonem — że raz już przecie odbędzie się to twoje wesele! Przyznam się, że te dwumiesięczne kłopoty z twoją wyprawą i wszystkiemi temi przygotowaniami, porządnie mię zmęczyły, i jak zbawienia wyglądam chwili, w któréj po twoim ślubie z mamą na wieś powrócę!
— I nie będzie ci smutno beze mnie, Emilko? — wymówiła Zenia, podnosząc na siostrę oczy, które zamgliły się smutkiem.
— O! i bardzo! — zawołała Emilka z tkliwością w głosie — przecie dotąd nie rozstawałyśmy się z sobą ani na dzień jeden; wszystko było nam wspólne Po twojém oddaleniu się z domu, poczuję się bardzo osamotnioną.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.