— To hrabia Witold — zawołałam, a zarazem wszystkie gałązki mirtowe, jakie trzymałam w ręku, rozsypały mi się na suknią. Rozmowy Zeni słuchałam zrazu z zupełną obojętnością, ale przy ostatnich jéj wyrazach poczułam mimowolne wzruszenie, odgadłam, o kim mówiła, i sama nie wiedziałam, jakim sposobem imię hrabiego Witolda wypadło z ust moich.
— Zgadłaś, Wacławo — odrzekła Zenia — ta gwiazda piérwszéj wielkości, o jakiéj mówiłam, ten człowiek, który mieszka o miedzę z naszymi rodzicami, a którego jednak tak mało znamy, ten, słowem, bogaty, wysoko urodzony, interesujący i niedostępny gość nasz jutrzejszy — to hrabia Witold. — Gdy Zenia to mówiła, po mojéj głowie kręciła się nieustannie myśl: „Zobaczę go więc z blizka! poznam go!” I na myśl tę zdejmowała mię ciekawość, połączona z radością i pewną nieokreśloną obawą.
— Już to trzeba przyznać — ozwała się Emilka — że hrabia Witold, pomimo, że nie może liczyć się do rzędu bardzo pięknych mężczyzn, ma powierzchowność tak jakoś odróżniającą się od tła ogólnego, że wzbudza interes od piérwszego spojrzenia...
— Masz słuszność, Emilko — potwierdziła inna panna — widziałam go parę razy i bardzo mię zainteresował, nigdy jednak z nim nie rozmawiałam.
— Co do mnie — rzekła ze śmiechem Emilka, — zazdrościłam zawsze Helence sposobności bliższego
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.