poznania hrabiego Witolda, jaką miała, spotykając go w domu swego stryja...
— Nie wiele wygrałam na téj sposobności — również żartobliwie odparła Helenka — hrabia Witold nie zbliżył się do mnie ni razu i był zawsze tak obojętnym na moje wdzięki, jak oto ten marmur!
To mówiąc, z udanym komicznym gniewem, uderzyła parę razy drobną swą pięścią o marmurową płytę stolika.
— Papa mówi zawsze, że to bardzo zacny człowiek, ale jakiś dziki — wyrzekła jedna z panien.
— W każdym razie, to najświetniejsza partya w prowincyi — odparła inna; — majątek jego liczą na nie wiem już ile milionów, a przytém nazwisko...
— Otóż to nazwisko — odezwałam się z kolei — jest wedle mnie jednym z przymiotów hrabiego Witolda, wzbudzających najżywszy dla niego interes...
Zaledwie to wymówiłam, już pożałowałam słów moich, poczułam bowiem, że wydałam się z najskrytszą moją myślą, to jest z zajęciem, jakie nieznany mi prawie człowiek wzbudził we mnie. Nie miałam jednak czasu na rozwagę, bo Zosia, milcząca dotąd, podniosła na mnie swoje przyćmione, apatyczne oczy, i wymówiła:
— Czyliż, Wacławo, tak prędko zmieniłaś pojęcia swe o równości ludzi między sobą, że świetne nazwisko intryguje cię i w zachwyt wprawia?...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.