Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.

wymówiła te wyrazy, gdy w progu pojawił się znowu lokaj i podniesionym głosem wymówił:
— Pan hrabia Witold Z.
Zdawało się, że dźwięk tego starożytnego, pełnego chwały nazwiska, czarodziejsko na obecnych oddziałał. Nagle milczenie zaległo salon, wszystkie rozmowy ustały, rozpoczęte słowa niedopowiedziane skonały na ustach, wszystkie oczy obróciły się ku drzwiom wchodowym.
Mnie nazwisko to ugodziło w samo serce, duszę całą skupiłam w oczy i patrzyłam na wchodzącego.
Po raz drugi widziałam go w życiu i po raz drugi powiedziałam sobie, że był brzydki prawie i bardzo piękny zarazem.
Z nieregularnych rysów jego postaci, która bynajmniéj klasycznych nie posiadała kształtów, tryskała zdrowa, rozumna siła fizyczna i moralna. Nic miękkiego, nic wypieszczonego, nic przybranego i przyczepionego: ani wykwintnéj maniery i harmonijnych gestów pana Agenora, ani kobiecéj miękkości rysów i cery pana Lubomira, ani zuchwałych spojrzeń i marzących uśmiechów pogromcy serc, pana Alexandra; lecz tylko prostota, taka prostota, jakiéj u nikogo dotąd nie widziałam, cechowała tego hrabiego o wiekopomném imieniu, tego milionera, o milionach, odziedziczonych po przodkach i zarazem własną zdobytych pracą. A jednak głowę niósł wysoko; na wielkiém,