uczynił taki ruch, jakby chciał podać mi ramię, ale w téj-że saméj chwili znalazłam się w istotném oblężeniu.
Panowie Julian, Ignacy, Alfred, Alexander i inni tego rodzaju niewolnicy, ciągnący zwyczajnie tryumfalny mój rydwan, otoczyli mię ze wszech stron, z pośpiechem ofiarując mi swe usługi.
Hrabia Witold, który był już uczynił ku mnie parę kroków, cofnął się i podał ramię piérwszéj lepszéj blizko niego stojącéj pannie. Ja zaś poszłam w parze z odprawionym a niezrażonym moim konkurentem, panem Alexandrem, smutna jakoś i niezadowolniona. Znowu mi się wydało, że w tém płytkiém i pospolitém otoczeniu moich niewolników, to jest pseudo-adoratorów, wyglądałam sama płytko i pospolicie. Zmrok zaczynał zapadać, gdy powozy nasze stanęły przed bramą buchającego od jarzących świateł kościoła.
Liczne tłumy ciekawych, które go zalegały, rozstąpiły się, tworząc po środku dla weselnego orszaku przejście o ścianach żyjących, ruszających się, szepcących, udyamentowanych szeroko rozwartemi i błyszczącemi ciekawością oczyma. Pomiędzy temi dwoma żywemi ścianami przesuwały się z szelestem bogate suknie, o długich atłasowych i aksamitnych ogonach, przykryte do połowy sobolami i gronostajami, wytworne fraki panów, błyskały białe ich krawaty
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/235
Ta strona została uwierzytelniona.