Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

byłam, w cienistym parku mojéj babki, wlały w moję strwożoną duszę pociechę i uspokojenie!
Widziałam, jak rozmawiał z rozmaitemi osobami, tak, jak on, nie należącemi do tanecznego koła; jak przechadzał się po przyległym salonie, otoczony gronem mężczyzn, którzy wyraźnie szukali go i pragnęli popisać się swoją z nim znajomością; jak stawał na progu sali, w któréj tańczono, i patrzył na wir walca, lub mazurowe podskoki, ale ani razu, ani razu nie wyróżnił mię śród tłumu.
Oczy jego, które z zajęciem na mnie spoczęły wtedy, gdy, obdarzając go wiązanką mirtową, wymówiłam bez rozwagi kilka słów, co mi się prosto z duszy wymknęły, teraz, gdy w tańcu rozwijałam wszystkie me wdzięki, gdy rumieniec gorączkowego życia rozpalał mi policzki, gdy, od jednego do drugiego przechodząc tancerza w szalonym walcu lub wdzięcznym kadrylu, ukazywałam całą dystynkcyą ruchów, tak powszechnie we mnie chwaloną, teraz, kiedy sama czułam się piękną, wielbioną, ściągającą na siebie mnóztwo zachwyconych spojrzeń; teraz te oczy jego ślizgały się po mojéj twarzy i sukni, tak obojętnie, jak po wszystkich innych twarzach i sukniach, tak przelotnie, jak gdyby widziały we mnie tylko cząstkę obrazu, na który patrzyły dla rozrywki, drobny kamyczek w mozaice, tworzącéj piękny dla oka, lecz martwy dla myśli bukiet. Kilka razy w mazurze taki zwrot nadałam tańcowi, aby jak najbliżéj prze-