Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

biedz koło hrabiego Witolda; ale gdy tylko czułam się już blizko niego, brakowało mi śmiałości, aby nań spojrzéć, i spuszczałam oczy. Raz tylko je podniosłam i ujrzałam, że wtedy, gdy tuż koło niego przebiegałam lekkim mazurowym taktem, gdy suknia moja niemal go dotknęła, on, zajęty rozmową z innym jakimś mężczyzną, obejrzał się za mną tak zupełnie, jak człowiek, około którego frunął drobny motyl, i zaraz wzrok obojętny przeniósł na inną niedaleko przebiegającą parę. Poczułam ból w sercu i rodzaj przykrego upokorzenia.
Gdy tak się ze mną działo, pomiędzy towarzystwem, jak zwykle na podobnych tłumnych i licznych zebraniach, zawiązywały się znajomości, przyjaźnie, sympatye, powstawały projekta, krzyżowały się miłe i przykre wrażenia. W krótkim przestanku pomiędzy jednym tańcem a drugim, Helenka usiadła przy mnie.
— Czy dobrze bawisz się dziś, Wacławo? — spytała...
— Nie zupełnie — odpowiedziałam z pewném gorzkiém uczuciem, które daremnie siliłam się pokryć, i nie spuszczając oka z hrabiego Witolda, patrzącego w stronę, w któréj siedziałam, ale nie na mnie, lecz na wiszące nade mną i wyobrażające jakąś dziejową scenę, piękne malowidło.
Helenka spojrzała w kierunku moich oczu.
— A! — wyrzekła z cicha — czy tak? Więc