Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo tak, jak my wszystkie, wyglądasz na śliczniutką, zgrabniutką, wystrojoną lalkę, a jego, o ile mi się zdaje, lalki nie zajmują!
Po tych szybko zamienionych słowach, puściłyśmy się w taniec.
O mój Boże! czyliż ludzie uwierzą w to, że piękna, młoda, admirowana panna tańczyć może skoczną polkę, z tłumem bolących myśli, cisnącym się do jéj uwieńczonego kwiatami czoła, z sercem zamierającym z żalu i upokorzenia pod stanikiem z atłasu i koronek?
Zmęczona tańcem, z wielkim trudem wydobyłam się z koła młodych mężczyzn, którzy mię otaczali, i dla wypoczynku siadłam nieco na stronie, w samych prawie drzwiach, prowadzących do przyległego gabinetu. Tuż prawie za memi plecami rozmawiano.
— Mój drogi — mówił głos kobiecy, w którym poznałam głos Zosi — mój drogi, dlaczego ustawicznie mię prosisz, abym tańczyła z nim i była dla niego grzeczną? on mi się tak nie podoba.
— Ależ to taki porządny człowiek, moja Zosiu — odpowiedział inny głos męzki, a dobrze mi téż znajomy — a przy tém wiem z pewnością, że zakochał się w tobie szalenie.
Zdawało mi się, że Zosia westchnęła cicho.
— To mię nic nie obchodzi, Lubomirze! — szepnęła.
— Jakto! — zawołał brat — nie obchodzi cię to,