— Spojrz! — rzekła po cichu i wachlarzem wskazała na drugi koniec salonu. Spojrzałam w kierunku jéj wachlarza i zobaczyłam Zosię, która po tańcu usiadła obok swéj wujenki. Blada, chuda, o surowéj i dumnéj twarzy opiekunka, poprawiała pieszczotliwie jéj włosy i mówiła coś do niéj z żartobliwym wyrazem, niemiło odbijającym od ogólnéj oschłości jéj fizycznéj. Za dwoma paniami stał wuj Zosi, otyły i marsowaty człowiek, i poufale trzymając pana Henryka za guzik od fraka, rozmawiał z nim z niezmierną uprzejmością i ożywieniem.
— Czy widzisz tę grupę? — szepnęła mi do ucha Helenka — oto brat, wuj i wujenka łapią bogatego pana Henryka na męża dla Zosi i kładą jéj w głowę, że wyjść za niego powinna. On téż niedaleki od tego, bo wié, że schwyci wcale piękny posażek...
— Ależ to okropne! — zawołałam. — Jaka-by téż była z nich para! Zosia łagodna, poetyczna, marząca, on chciwy, bez serca egoista...
— Tra la la! — zaśmiała się Helenka; — ale Zosia ma siedmnasty rok, doświadczona niedawno boleść w dziecinną niemal rzuciła ją bierność, a pan Henryk bogaty...
— Ona za niego nie pójdzie! — wyrzekłam z przekonaniem. Helenka pokiwała głową.
— Moja droga — wymówiła — ona nie ma ani takiéj energii, jak ty i ja, ani takiego sprytu, ani takiego pragnienia ideału, ani takiéj pobłażliwéj, jak
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.