z gwiazd utkane, te szlaki, które w dziecinnych jeszcze witały mnie latach, a potém, szalonym bezładem światowego życia odegnane, wracały razem z muzyką dawną, ukochaną, tak długo odepchniętą i zarzuconą... przez wzgląd na ludzi, co jéj zrozumiéć nie byli zdolni.
Grałam i cała dusza moja przeszła w ręce, i ręce moje tonami, które wywoływały z klawiszów, opowiadały historyą mojéj duszy. Widziałam siebie dziewicą naiwną, wierzącą, współdzieckiem, ciekawém świata i jego radości; słyszałam głos świata tego w tajemniczych groźnych akordach basu, a tymczasem nuty wiolinu, ciche i podniosłe, snuły się jak marzenia młodego serca, jak modlitwa szeptana z trwogą i rozkoszą, jak miłość dla gwiazd i tego Boga, co króluje nad niemi. Nagle od strony basu huczą i suną się nuty złowieszcze, jak grzmot przybywający z daleka, coraz większéj nabierają mocy, biegną, dwoją się, przemieniają w dzikie i surowe akordy, i jak stado orłów spuszcza się z pod obłoków na gromadkę śnieżnych gołębi, tak spadają na rzewną pieśń, porywając ją z sobą w odmęt burzy, gromów, błyskawic i tajemniczych, podziemnych, zda się, pieśni, co rytmem posępnym wydobywają się z samego dna harmonii, splątanéj, jak najdziksze fantazye, głębokiéj, jak przepaścisty duch mistrza-twórcy. I oto widzę, widzę, bo mi obraz ten na orlich skrzydłach swych przynosiły burzliwe tony basowe, widzę, jak
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.