Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

i niebem, które wygrać miały ostatnie niedopowiedziane jego akordy...
Skończyłam i drżące od wzruszenia ręce opuściłam na suknią. W salonie głuche panowało milczenie; grą moją, w któréj wyśpiewałam samę siebie, zdobyłam uwagę roztargnionych słuchaczy.
Przez kilkanaście sekund nikt żadnego nie uczynił poruszenia; Helenka nawet stała obok mnie, jak przykuta do miejsca, szepcąc tylko: cudownie, Wacławo! cudownie!
Podniosłam oczy, i przez mgłę wzruszenia, która je przysłaniała, zobaczyłam naprzeciw siebie tego pięknego, szlachetnego człowieka, którego postać i imię snuły się przede mną nieustannie, jak błyskawice ogniste, na tle melodyi, którą wygrywać przestałam.
Patrzył na mnie! Nakoniec patrzył na mnie! A oczy jego, tak spokojne i niezmącone zwykle, teraz, utkwione w méj twarzy, ciskały iskrami i mieniły się grą wzruszeń, ruchomą a gorącą. Byłam pewna, że zrozumiał mię, że za pośrednictwem muzyki odgadł tajemnice mojéj istoty, pojął, iż nie byłam ustrojoną lalką. Mówiła mi o tém bladość jego wyniosłego czoła, ogień jego zwróconych ku mnie oczu, uśmiech jego ust, surowy i rzewny zarazem...
Co czułam wtedy, tego już dziś ani pamięcią objąć, ani w słowa oprawić nie zdołam.
Wszystkie uprzednie wzruszenia i uczucia moje