Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

Witolda. Kiedy po skończonym mazurze zapytałam Emilki, czy go gdzie nie spostrzega, odpowiedziała mi że odjechał!
— Odjechał! — pomyślałam z wielką boleścią — kiedyż go więc zobaczę? może już nigdy! Zniknęło jasne widzenie, rozwiał się urok czarowny, dusze nasze spotkały się z sobą na mgnienie oka, aby się rozejść... na wieki!
Głowa mię bolała, łzy gorącą falą tłoczyły się do oczu, nie mogłam dłużéj udawać, nie mogłam dłużéj tańczyć i śmiać się, i słuchać komplementów; poszłam do mojéj matki z prośbą, abyśmy odjechać mogły.
W pół godziny potém, mimo próśb, nalegań i wyrzutów, opuściłyśmy towarzystwo.

LVI.

Trzecią godzinę po północy ogłaszały zegary. W pięknym pokoju, opływającym w blado-różową barwę, na toalecie, zastawionéj błyszczącemi flakonami, dziesięć świec paliło się w złoconych kandelabrach, migocące, żółtawe światło rzucając na cztery pyzate aniołki, trzymające wieniec z róż na suficie. W rogu pokoju, na atłasowych poduszkach sofy leżała w znękanéj postawie młoda istota, ubrana w atłas, krepę i koronki, ze splątanemi lokami, opływającemi obnażone ramiona, z wieńcem drobnych róż na głowie, ze sznurami bogatych pereł na szyi. W oczach jéj, okrą-