Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.

żonych sinemi kołami zmęczenia i gorączkowych wzruszeń, palił się suchy ogień, blade czoło chyliło się w dół przytłoczone ciężarem upokorzenia i smutnych rozwag, załamane ręce martwo leżały śród puszystych zwojów śnieżnéj krepy.
I któż-by powiedział, że tą zmęczoną, upokorzoną, w bolesnych dumaniach zatopioną istotą, była młoda, piękna, za bogatą uważana panna, o któréj rękę starali się najbogatsi młodzieńcy, przed którą padali czołem najsławniejsi pogromcy serc niewieścich, któréj powodzenia zazdrościły najpiękniejsze dziewice, któréj tryumfalny rydwan ciągnęli najliczniejsi niewolnicy, powiewając przed nią kadzielnicami pochlebstw, usypując dla jéj stóp drogę kwiatami salonowych hołdów?
I któżby uwierzył, że tą biedną istotą, zmęczoną fizycznie i moralnie, cierpiącą, upokorzoną, do głębi serca smutną, byłam ja, ja, która przed godziną wróciłam ze świetnego balu, która potrzebowałam tylko wymówić jedno słowo, aby jutro zapaliła się dla mnie złocona pochodnia ślubnego hymenu, wyciągnąć tylko rękę, aby pochwycić ten czarowny sen wielu dziewic, jakim jest świetna partya. A przecie... tak było.
Byłam do głębi serca smutną i do dna duszy upokorzoną. Otworzyły się dziś do reszty oczy moje i ujrzałam jasno... kim byłam. Szlachetna postać hrabiego Witolda, ta postać, którą widziałam wciąż przed oczyma, oblana blaskiem ideału stała przede