znękaną, tęskniącą za jedyném dzieckiem, które jéj odstąpiło! Serce moje rozrywało się na dwie połowy i po tysiąc razy wołałam w duchu: — „Biada dziecku! którego ojciec i matka idą z osobna, każde po innéj drodze téj ziemi.”
Gdy tak pewnego ranka siedziałam, zatopiona w wewnętrznych zatargach i rozmyślaniach, do pokoju mego weszła matka. Po piérwszych zamienionych ze mną wyrazach, usiadła przy mnie, wzięła mię za rękę i długo w milczeniu patrzyła na mnie. Ja także na nią patrzyłam i spotrzegłam, że pomiędzy dwoma fałdami, które bruzdziły jéj gładkie wyniosłe czoło, ledwie dostrzegalną niteczką zaczynała rysować się trzecia. W wielkich, ciemnych, a tak jeszcze pięknych oczach mojéj matki, palił się cichy smutek, ale na twarzy jéj widać było silne powzięte postanowienie i płynący z niego uroczysty niemal spokój. Byłam pewna, że powié mi coś ważnego i nie omyliłam się.
— Wacławo! — wymówiła, biorąc rękę moję w obie swe dłonie — trzeba, abyś odjechała do twego ojca.
Na te słowa żal mię zdjął wielki. Miałam-że więc koniecznie opuścić moję matkę? Chciałam coś wyrzec, ale łagodnie skinęła głową na znak, abym jéj nie przerywała, i mówiła daléj:
— Trzeba, abyś odjechała do twego ojca, Wacławo! dłuższy pobyt u mnie byłby dla ciebie zgubny, a ja przedewszystkiém pragnę, abyś była szczęśliwa.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.