Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/279

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jest to człowiek — dokończyła — dla którego... mimo wszystkiego, co zaszło między nami, chowam pamięć życzliwą i prawdziwy szacunek... On nauczy cię żyć... on ci drogę do szczęścia pokaże lepiéj, niż-bym ja to uczynić potrafiła. Co do mnie, pamiętasz może dawną naszę rozmowę o wędrowcu, który omijał światłe wzgórza i cieniste doliny, szukając sobie miejsca wyobraźnią wyśnionego, aż wóz jego przeznaczeń stanął na piasczystéj wydmie, gdzie skwar słońca dopiekał i wichry ostre wiały... Otóż jam do tego wędrowca podobna i wóz moich przeznaczeń na podobnéj zatrzymał się wydmie... Wszakże nie uskarżam się i odważnie zniosę to, co sama zgotowałam sobie...
Wymawiając ostatnie wyrazy, matka moja szybko się oddaliła, nie chcąc, jak mi się zdawało, okazać wzruszenia, które coraz bardziéj ją ogarniało.
Po jéj odejściu wstałam, wzruszona do głębi, i kilka godzin przesiedziałam na jedném miejscu, z dłonią przy czole, pogrążona w myślach.
A gdy ocknęłam się z myśli tych i powstałam, światléj mi było w oczach, pogodniéj w duszy. W umyśle moim zaświtała piękna, urocza nadzieja, serce uderzyło żywo na widok świętego, wielkiego zadania, jakie stanęło przede mną. Tak — rzekłam do siebie w duchu, — dla czegóż-by rodzice moi nie mieli połączyć się z sobą na nowo? Okoliczności, których dotąd nie pojmuję dobrze, zbyt światowe usposobie-