jeszcze przyjemniejszém echem; a ilość frywolitków, wyrobionych przez babkę Hortensyą w ciągu długich zimowych wieczorów, jest tak wielką, że w sporządzone z nich kołnierze i mankiety można-by ustroić samę prababkę gór, Ararat, gdyby ta posiadała szyję i ręce, a jeszcze-by się coś z nich dostało pięknéj połowie potomstwa Noego. Zato kwadratów babki Ludgardy coraz mniéj do koszyczka przybywa, bo coraz dłuższe przesiaduje godziny w swoim ustronnym pokoju, a nieraz, przechodząc koło drzwi półotwartych, widzę, jak siedzi naprzeciw okna, za którém wisi białe zimowe niebo, i patrzy na ptaszki, smutnie drzemiące w klatce, a z rękoma nieruchomo splecionemi na leżącéj na kolanach wielkiéj czarnéj księdze, blademi usty szepce niedosłyszalne wyrazy.
Daléj opisywał mi kuzyn o pewnych zmianach, zaszłych w Rodowie. „Zimno, mroźno i cicho w starym wielkim domu, ocienionym odwiecznemi jodłami. Gość rzadki, z wyjątkiem pani Rudolfowéj, która przesiaduje tu całemi tygodniami i coraz większe zdobywa łaski u babki Hortensyi. Powiadają, że całe gospodarstwo domowe i starania około młodszych dzieci zdała na najstarszą córkę, a sama nieledwie już stale zamieszkała dom bogatéj krewnéj. Uniżoność jéj, uległość i pochlebstwa względem téj ostatniéj, nie mają granic. Klęcząc na oba kolana, trzyma przed babką Hortensyą moteczki bawełny, w czasie, gdy ta owija je zwolna i obojętnie; siaduje u jéj nóg
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/281
Ta strona została uwierzytelniona.