Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/016

Ta strona została uwierzytelniona.

wiedziała mi także matka moja, żeś pan był jednym z rzadkich krewnych i znajomych, którzy w nieszczęściu okazali jéj współczucie i pragnęli podać rękę pomocną... Wierz mi, że obie z matką odpłacamy to panu serdecznym szacunkiem.
Chciałam jeszcze coś powiedziéć, ale zatrzymał mię nagły ruch pana Rudolfa. Wyprostował się, rumieniec pokrył mu czoło, usta drgnęły.
— Nie kończ pani! — zawołał bardziéj przytłumionym, niż zwykle, głosem. — Wyobrażenia pani miéć nie możesz, jak mię zabolały ostatnie jéj słowa... szacunek... — dokończył ze szczególném nagięciem głosu, i znowu powiódł ręką po oczach, zasłoniętych powiekami, które nagle opuściły się, jakby pod niewidzialnym spadającym na mnie ciężarem. Byłam zdumioną i nic nie rozumiałam. Wpatrzyłam się tylko w twarz pana Rudolfa, z któréj lata zgryzoty i burze nie mogły zdjąć piękności szlachetnéj i rozumnéj, a on tymczasem wymówił z cicha parę razy:
— Gdybyś pani wiedziała!... gdybyś pani wiedziała...
Nagle powstał, odetchnął z głębi piersi i stał przez chwilę z wzrokiem utkwionym w ziemię, jak człowiek, który namyśla się, co mu powiedziéć wypada.
— Przebacz pani — ozwał się wreszcie — że dałem się wobec ciebie unieść nierozważnemu wzruszeniu... Stało się!... Znasz może nieco przeszłość moję... były w niéj błędy wielkie, uniesienia występne... śród