Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/028

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wacławo! opowiedz mi co jeszcze o ojcu twoim!
Zsunęłam się na kolana, objęłam ją ramionami i pochyliłam głowę bardzo blizko nad jéj bladą twarzą.
— I cóż ci, matko, mam opowiedziéć o nim? — mówiłam — czy opowiem ci chwilę, gdy, późnym wieczorem przybywając do jego domu, cicha i niepostrzeżona weszłam do jego gabinetu? Pokój ten jest takim samym, jakim go zapamiętałam z dzieciństwa. Wkoło ścian piętrzą się półki z książkami różnemi, na wielkim biurze stoją globusy, porozkładane mapy, rozrzucone rękopisma; wkoło tchnienie spokojnéj i pracowitéj myśli. Nie pracował w téj chwili, był bardzo zamyślony. Nie zmienił się prawie od dnia owego, w którym odwiózł mię na pensyą małą dzieciną. Czoło ma zawsze wyniosłe i pogodne, tylko kilka podłużnych marszczek zarysowało się między brwiami, a we włosach gdzieniegdzie srebrzą się nad skroniami nitki białe. Nie wiem, o czém myślał wtedy, gdy wchodziłam, ale wyglądał tak, jakby oczyma duszy patrzył gdzieś bardzo daleko, a na ustach miał smutny trochę wyraz. Posłyszał szelest mojéj sukni, gdy zbliżyłam się do niego, i spojrzawszy na mnie, porwał się szybko z miejsca. Nic jednak z razu nie rzekł, tylko wziął obie moje ręce, pociągnął mię do siebie i patrzył na mnie długo. Potém przesunął rękę po czole i wymówił: jakże jesteś podobna do