Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

szenie odbierało moc i płynność moim wyrazom; ale spodziewałam się, że czego usta nie zdołały wypowiedziéć, domówią oczy moje i drżące ramiona, któremi obejmowałam matkę... Płakała ciągle cicho, z twarzą ukrytą w dłoniach, i po długiéj dopiéro chwili usłyszałam, jak z jękiem prawie wypłynął z ust jéj wyraz: Zapóźno! potém podniosła się, wyprostowała, i w czasie, gdy dwa strumienie łez płynęły po jéj policzkach, powiedziała mi z godnością, że nie chce, aby ojciec mój posądził ją, iż, opuściwszy go wtedy, gdy była bogatą, wraca do niego po utracie majątku, iż nie chce, aby mógł myśléć, że, kierowana nizkim interesem i obawą ubóztwa, przychodzi pod dach jego po dostatek i aby korzystać z owoców jego pracy; iż powinna była usłuchać głosu serca i dawno wrócić do niego, ale skoro przez dumę i różne inne familijne i towarzyskie względy nie uczyniła tego piérwéj, teraz już było zapóźno!
Z boleścią słuchałam słów tych, ale cóż na nie odpowiedziéć mogłam? Czułam, że położenie mojéj matki było drażliwe, i że na jéj miejscu, kto wié, możebym uczyniła to samo. Lubo znałam uczucia dla niéj mego ojca, mogłam-że ręczyć, że, gdyby, opuściwszy go bogatą i świetną, wróciła do niego ubogą i zgnębioną, nie powziąłby téj myśli, tego posądzenia, którego się tak lękała?
Milczałam więc i, nie tracąc przecież nadziei, sprawę serc i losów moich rodziców zostawiłam czaso-