Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

widok moich nowych zajęć gromadziły się z razu na czole mojéj matki. Dźwigała ona troski swe z pewną mocą i hardością, która wypływała z wrodzonéj jéj dumy i szlachetności: nie skarżyła się nigdy, i od owego wieczora, w którym tak serdecznie płakała w mém objęciu, przy rozmowie ze mną o moim ojcu, ani razu nie zobaczyłam łzy w jéj oku. Nie mogłam jednak nie widziéć, że w piérwszych dniach po moim powrocie, ile razy patrzyła na mnie, piękne jéj oczy ćmiły się zawsze z całéj siły ukrywaną żałością. Byłam wtedy pewna, że nie przestała boléć nad omyleniem swych dawnych nadziei, i że myślą przenosiła się w czasy, gdy jeszcze spodziewać się mogła, że świetną zrobię partyą. Biedna moja matka! jak trudno jéj było wyrzec się marzeń o téj świetności, z którą od dzieciństwa się zrosła! A może téż czyniła sobie wyrzuty, że zmarnowała mienie, któreby mi mogło na całe życie świetność tę zapewnić. Albo, że błędem, popełnionym w młodości, nierozwagą, uniesieniem, dumą, pozbawiła mię spokojnego istnienia w rodzicielskim domu, jakie-bym prowadzić mogła, gdyby się była nie rozstała z ojcem moim. Każda z tych przykrych myśli z kolei, albo i wszystkie razem, ciążyły jéj sercu i głowie. Wiedziałam to, lubo mi nigdy nie mówiła o tém i lubo wydawała się tak spokojną i dumną, jak za najlepszych czasów. To téż podwoiłam moję wesołość i na każdym kroku starałam się okazać nieograniczoną wiarę w przyszłość,