Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

pomniałam sobie w téj chwili owę prowadzoną niegdyś w Rodowie rozmowę, w któréj każdy opowiadał wyobrażenia swe o szczęściu; babka wyraziła wtedy mniemanie, że znaléźć je można najłatwiéj u stóp Ołtarza. Teraz zaś widocznie zajmowała się czytaniem ksiąg pobożnych, tak stosownych dla umysłu kobiety, która już stała nad brzegiem mogiły. Mimo woli, obok pełnéj zaparcia się i miłości księgi, stanęła mi w oczach dumna i sucha postać babki Hortensyi i przebiegła, chytra, nieśmiertelnie uśmiechniona pani Rudolfowa. Dawniéj ten zbieg wyobrażeń wprawił-by mię w zdziwienie i niepokojem napełnił duszę, pragnącą sprowadzić wszystko do harmonii prawdy; teraz uśmiechnęłam się tylko smutnie, ale nie poczułam ani oburzenia, ani trwogi. W długich studyach, odbywanych ręka w rękę z ojcem moim, nauczyłam się patrzéć na świat, poznałam jego harmonie i zrozumiałam dźwięki.
W przeciwległym końcu salonu posłyszałam szelest; zwróciłam się prędko w tę stronę i tam, gdzie axamitna firanka najgęstszy cień rzucała, zobaczyłam kogoś siedzącego na fotelu. Rysów rozpoznać nie mogłam z powodu zmroku i oddalenia, niemniéj jednak dojrzałam parę czarnych oczu, palących się jak żużle i skierowanych w stronę, w któréj stałam. Postąpiłam kilka kroków... osoba, siedząca na fotelu, powstała zwolna, przyczém zobaczyłam wysoką i smukłą kibić, a gdy także postąpiła parę kroków, pozna-