Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

je zapewne w przedpokoju wodę, którą ma podać do stołu. Doprawdy, zazdroszczę ci tego głęboko filozoficznego rozumu, do którego sama nigdy dojść nie mogłam. Ale i cóż w tém dziwnego? Ja sobie jestem prostą wiejską dziewczyną, a ty panną wysoko wykształconą, światową, rozumną. Daruj więc mojéj prostocie i pozwól, że cię zapytam o sekret tego prawidłowego myślenia, czucia i postępowania, którego widzę w tobie tak świetny przykład.
Gdy skończyła, patrzyłam na nią przez chwilę, tak spokojnie, że, jakby nie mogąc długo znieść mego spojrzenia, spuściła oczy. Niemniéj jednak brwi jéj harde zakreśliły łuki, a po ustach ślizgał się uśmiech dziwnie splątanéj słodyczy i złośliwości.
— Jakiekolwiek przypisujesz mi zmiany — ozwałam się — widzę, że sama nie zmieniłaś się wcale. Sądziłam, że lata, które ubiegły od ostatniego widzenia się naszego, uspokoiły cię i pogodziły ze światem i ludźmi. Tymczasem znajduję, że czas, nazwany przez niektórych balsamem na rany ludzkie, dla ciebie był zatrutém ostrzem które je rozogniało...
Przy tych wyrazach moich twarz Rozalii zmieniła się nagle. Szyderstwo i złośliwość zniknęły bez śladu, a zastąpił je cichy, przenikający smutek...
— Tak — rzekła po chwili milczenia — masz szłuszność, kuzynko. Czas, ten wielki grabarz uczuć dla dusz małych i miękkich, w mojém życiu ma znaczenie lunety, który oku ludzkiemu pokazuje na