Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

niebie gwiazdy stokroć większemi, niźli je bez niéj widziéć mogło. Im dłuższą jest perspektywa dni i lat, przez którą na przeszłość moję patrzę, tém więcéj wzrasta i rozszerza się uczucie, które z téj przeszłości wyniosłam... tém głębiéj w sercu nurtuje złe, jakie śród niéj powstało... a za mną, jak za człowiekiem rysujący się na ścianie cień jego własny, wysoki i ciemny, stoi mój błąd... — Ostatnie wyrazy wymówiła z krwistym na twarzy rumieńcem, ale bez śladu pokory lub zawstydzenia.
Owszem, czoło podniosła bardo, a źrenice utkwiła w szarą głębią salonu, jakby tam widziała tę przeszłość swoję, któréj rozmiary powiększała przed nią długa perspektywa upłynionych dni i lat, tak jak luneta powiększa rozmiary błyszczących ciał niebieskich.
Dziwna ta istota oblekała się pokorą wtedy tylko, gdy mówiła o sobie saméj, ale gdy wspominała o jedynéj miłości, która pochłonęła całe jéj życie, stawała się dumną i niemal wyzywającą. Co było w niéj prawdą a co udaniem? Pokorę kłamała, czy hardość? Patrzyłam na nią z ciekawością i pragnęłam z całéj siły wniknąć w tę stojącą przede mną zagadkę duszy, o tak powikłanych, zgniecionych losem i pociemniałych od cierpień uczuciach. Wszakże czułam przedewszystkiém litość nad nią, a widząc, że zapadła w zamyślenie i zdawała się zapominać o mojéj obecności, wzięłam jéj rękę i chciałam ją pociągnąć