Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

oka prawdziwie fizycznego przestrachu. Przemknęło we mnie takie poczucie, jakbym miała być ukąszoną przez te śniegowo białe zęby, co tak uprzejmie pochylały się do méj twarzy. To téż, pod pozorem poprawienia sukni, uchyliłam się nieznacznie, a pani Rudolfowa, bynajmniéj tém nie zdetonowana, potrząsała ciągle mą ręką z niewymowną serdecznością i mówiła daléj:
— Prawdziwie nie umiem ci, drogie dziecię, wyrazić mojéj wdzięczności za to, że powzięłaś miły zamiar odwiedzenia mnie i Rozalii, bo, jak mniemam, przy naprężonych stosunkach... boję się doprawdy użyć bolesnego wyrażenia, któreby może jednak lepiéj rzecz określało... przy zerwanych stosunkach pomiędzy twoją najlepszą matką a babcią Hortensyą, wizyta twoja nie ma naturalnie na celu téj ostatniéj... z niewymowną więc uciechą biorę ją na rachunek mój i Rozalii...
— Przeciwnie, pani — przerwałam spokojnie, lecz stanowczo — przybycie moje do Rodowa głównie i prawie jedynie ma na celu zobaczenie się z babcią Hortensyą...
— Czy być może? — zawołała pani Rudolfowa z najgłębszém zdziwieniem, składając swoje pulchne ręce — czy być może, abyś sądziła, drogie dziecię, że babka zechce widziéć się z tobą po tém wszystkiém, co zaszło pomiędzy nią a wami?
— Tak sądziłam i tak sądzę, bo jestem przeko-