Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

wały się po czole na podobieństwo fal drobnych, burzących powierzchnią wody. Piwne, tak zimne, dumne i przenikliwe jéj oczy, teraz, nieruchome i na wpół przysłonione drżącemi powiekami, tkwiły w aksamitnéj poduszce klęcznika, który pomiędzy łożem a ottomanką dźwigał wielki krzyż srebrny i czarno oprawną bogatą księgę nabożną. Nie wiem czemu, ale wydało mi się, że babka moja, pośród bogactwa i dumy swojéj, nie była szczęśliwą, ani nawet spokojną.
Co więcéj, byłam prawie pewna, że w postawie jéj, pochylonéj nieco na poduszki, i w nagięciu głowy, co się na dłoni wspierała, tkwił pewien niepochwytny, a jednak uderzający, odcień przygnębienia.
Stałam, patrzałam i coraz więcéj czułam się wzruszona. Zapomniałam całkiem o charakterze i postępowaniu z nami babki Hortensyi, a widziałam przed sobą tylko kobietę, która, bądź co bądź, była opiekunką matki méj w jéj sieroctwie, a co większa, istotą nieszczęśliwą, co doszedłszy na sam brzeg mogiły, głowę swą ujrzała przykrytą białym szronem starości, a prawdopodobnie ani razu w swém życiu nie zaznała tych wysokich i jedynych może na téj ziemi uciech, jakie człowiekowi przynosi gorące uczucie czystego serca, albo myśl wzniosła, szersze obejmująca zakresy, niż świat osobistéj pychy i samowoli. Czy być może — myślałam, patrząc na nią — aby ta dumna, wyniosła kobieta, stawała się mniéj wyniosłą