Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

cie pragnąc, aby ktoś kiedyś, po latach długich, tak samo kwiatem, zerwanym w zielonym ogrodzie, orzeźwił w mogiłę patrzące jéj oko.
Jak smutny ten dom Rodowski! Więcéj w nim jeszcze zmroku niż bogactw, i tyle tam nawet jego, że trzeba się chyba dobrze przyjrzéć, by módz dojrzéć bogactwo.
Jak smutny także i ten świat Boży! Więcéj w nim cieniów niż świateł, a piérwszych tak nawet wiele, że bardzo czyste trzeba miéć oko, by módz ostatnie dojrzéć i uwielbić.
Zwolna jadąc gładką drogą, zamyśliłam się, a noc jesienna zapadła, ciemna w górze, szara w dole, o kilku zaledwie gwiazdach, świecących na czarném sklepieniu zapłakanemi wilgotną mgłą oczyma.
Przede mną, niby sine i czerwonawe płomyki, rojami latały w ciemnościach ludzkiéj niedoli: występki, boleści, o których, niestety, dobrze już wiedziałam... Czarowne chwile ułud i zachwytów, godziny marzeń, skrapiane rozkosznemi łzami rwącéj się do życia nadziei, nieświadomość dziecięca, tak z blizka granicząca ze szczęściem, jakiego w niebie doświadczać muszą Anieli, daleko już za mną zostały. Na ich miejscu stała przede mną surowa i smutnooka wiedza. Przez ciało jéj przezroczyste widziałam gorejący aż pod niebo, stos złamanych i uwiędłych w nieszczęściu serc ludzkich i brzydki czarny szkielet olbrzyma, który dzwonił piszczelami występku i błędów, nagość swą