mném tle gorejące, wychodziły z obszernych oficyn i rozsianych wkoło pomiędzy ogrodami zgrabnych i licznych domków kolonistów. Zdala już przez szyby okien rozpoznać można było czyste, białe światło skromnych zapewne lamp, oświetlających pokoje sług i oficyalistów, i czerwony blask ognia, buchający w kominach i piecowiskach mieszkań robotników rozrzuconych po brzegach wzgórza i doliny. Z obu, stron czerniała przestrzeń, jednostajna, posępna nocą jesienną, owiana wichrami, ze szmerem i poświstem sunącemi po dolinie; tylko ten jeden dwór, stary i wielki, wydawał się oazą życia i spokoju pośród rozłogu milczenia i wichrów, i migotał światłami, zdąjącemi się żartobliwie urągać otaczającym ciemnościom. Konie moje po nierównéj, wzgórzystéj drodze, postępowały zwolna, a ja, zwrócona twarzą ku ożywionemu wzgórzu, wyobrażałam sobie wesołe rodziny, siedzące wkoło tych, buchających przez liczne okna, ognisk czerwonawych, i gwarzące spokojnie po dniu pracy o jutrze, tak cichém i miłém, jak całe to miejsce zda się okryte błogosławieństwem Bożém. Niby w odpowiedzi na te rojenia wyobraźni mojéj, z jednego z przytulnych domków, najbliżéj drogi położonych, podniosło się kilka głosów kobiecych świeżych i zanuciło chórem wiejską piosenkę.
I któż mi powié, dla czego w myśl moję, wzburzoną przed chwilą, wstąpiła cisza i pogoda, a serce strwożone zaczęło znowu uderzać równo i spokojnie? Kto
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/083
Ta strona została uwierzytelniona.