mi powié, dlaczego przed oczyma ducha mego stanęła znowu postać hrabiego Witolda, takim samym dla mnie, jak dawniéj, okryta urokiem? Myślałam, że już byłam zapomniała o tém dziecinném marzeniu lat dawnych, i że wraz z wielu innemi rojeniami frunęło w niepowrotny kraj przeszłości... Przekonałam się, że tak nie było... Czyliż-by w tém, co zwałam dziecinném rojeniem, spoczywał zaczątek prawdziwego uczucia, nierozwinięty, ale téż i niestłumiony czasem? Czyliż-by ten dwór modrzewiowy i postać jego właściciela stanowiły także jednę z tych zwrotek, mających, jak motyw muzyczny, przebrzmiewać od czasu do czasu przez całe pasmo dni moich? Któż mi powié, pomyślałam, czy w téj-to właśnie miłéj i radosnéj, czy w tamtéj drugiéj smutnéj i ciemnéj, w zwiędłą postać babki Ludgardy wcielonéj, zwrotce myśli moich, tkwi wyraz moich przeznaczeń i słowo, mające kiedyś rozwiązać zagadkę mego życia?
Ktokolwiek kiedy widział dom, bogaty niegdyś a popadający w ruinę, łatwo mógł spostrzedz wyłączne cechy jakie w nim zwykle panują. Ściany mają, tak jak ożywione przedmioty, porę zamierania. Na pozór stoją zda się całe i mocne, ale przypatrz się, a ujrzysz tu i owdzie plamy wilgoci, których dawniéj