nie było, szare pasy jakiéjś pleśni i kurzawy, nie wiedziéć zkąd się biorącéj; kąty pokojów, wprzódy ciepłe i przytulne, wyglądają sztywnie i zimno, nad dachem kominy czernieją, z fundamentów jeden po drugim wypadają kamienie i tynk białym szronem osypuje podnóże budynku. Wewnątrz, w wielkich pokojach, stoją rzadkie sprzęty, tu i owdzie dawniejszy przypominające wykwint, ale sztywne, jakby nigdy z miejsca nie poruszane, nie ożywione tym miłym bezładem, świadczącym o gwarném towarzyskiém życiu, które posługiwało się niemi kiedyś, a dziś ustało. W atmosferze unoszą się niepochwytne atomy pyłów i nieustannie popielatą warstwą okrywają przedmioty. Warstwa ta, spędzona ręką staranną, wraca niebawem, zagrzebując pod kurzawą resztki dawnego poloru mahoniów i marmurów.
Pająki, w zagadkowy sposób powstałe zabierają na własność kąty, nieprzystępne im dawniéj; powłóczyste ich gniazda, rozerwane i zmienione z rana, w wieczór zwieszają znowu swoje szare siatki, jakby na urągowisko kosztownym firankom, których draperye spuszczają się nad oknami i drzwiami, ale ogołocone z ozdób poczerniałych, opadających strzępiami i zmięte w nierówne i niedbałe fałdy. Domownicy zdają się poruszać w ciężkiéj atmosferze, takéj, jaka towarzyszy ołowianym chmurom w przedchwilę burzy. Nie ujrzysz tu twarzy ożywionych i ochoczych, ani posłyszysz kroków żwawo stąpających. Każdy czuje lub
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/085
Ta strona została uwierzytelniona.