wié, że chwilowo tu tylko przebywa i nie troszczy się o przechowanie lub przyozdobienie miejsca, które mu jutro opuścić zapewne przyjdzie. Apatya spada na głowę, ręce i twarze wszystkich.
Kędy zwrócisz oczy, zobaczysz usta otwarte poziewaniem, albo ociężały krok niedbalstwa.
W godzinach pracy tu i owdzie ktoś z domowych śpi i chrapie, a zbudzony przeciąga się z niechęcią, i gdy sądzi, że go nikt nie słyszy, narzeka na dom, w którym przebywa, lub wyśmiewa jego ruinę. Przez okno widzisz ogród, porosły dzikiém zielem, a w porze ustania roślinności pokryty rodzajem brunatnego mułu, powstającego zwykle z deszczów jesiennych na bogato uprawnych kiedyś, a nagle zaniedbanych gruntach. Za ogrodem, po przez grupy drzew, ogołoconych z liścia, spostrzegasz powozy, jadące drogą tuż obok twéj bramy. Tłumnie wjeżdżały w nią niegdyś, dziś ją mijają. Jeżeli powóz odkryty, a oko twe uzbrojone w lunetę, zobaczysz niekiedy złośliwy uśmiech na twarzy którego z najczęstszych twych dawniéj gości, albo litośny wzrok jakiego poczciwca sąsiada, z gospodarskiém pożałowaniem obiegającego pola twe, leżące odłogiem. Odwracasz się od okna i w drzwiach spostrzegasz stojącego urzędnika w wytartym surducie, z zastraszającą pliką papierów w ręku, albo oficyalistę, trzymającego wzrok wlepiony w posadzkę, bo przychodzi po pieniądze, potrzebne do gospodarskich robót, wiedząc z góry, że ich nie posiadasz. Albo
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/086
Ta strona została uwierzytelniona.