Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.

lega, abyś mu zapłaciła co winnaś, w rozmowie odrzucając dawny dodatek „jaśnie” i „wielmożna”, a i „pani” nawet, mówiąc od niechcenia, ot tak zda się dla zwyczaju tylko, bo w gruncie on, co ma pieniądze, uważa się za daleko większego pana od ciebie, która ich nie masz.
Chociaż nie umié, jak ty, mówić po francuzku i grać na fortepianie, uważa się nawet za daleko rozumniejszego i nieraz bez ceremonii daje ci to do zrozumienia, uśmiechem, pół-słówkiem, lub zabraniem miejsca na fotelu, bez twego uprzedniego zaproszenia. Skończyłaś nużącą sprawę, musiałaś uniżyć się prośbą o zwłokę terminu wypłaty, wyjaśniać swe położenie przed tym, o którym mniemałaś dawniéj, że oślepł-by, gdyby spojrzał w słońce twéj społecznéj świetności. Połknęłaś kilka upokorzeń, kilka razy zakrztusiłaś się, wymawiając wyraz: przepraszam! ukłoniłaś się odchodzącemu Izraelicie z wielką grzecznością, starannie kryjąc pod spuszczoną powieką łzę wstydu i smutku. Jesteś sama nakoniec i zbliżasz się do zegaru, aby spojrzéć, czy dzień dochodzi już nareszcie do końca, i czy prędko przyjdzie przyzwoita pora położenia się do snu, snu, co ci chwilowe zapomnienie przyniesie. Patrzysz na skazówki zegara i wzruszasz ramionami z niecierpliwością i zdziwieniem. Byłaś pewna, że do wieczora już tylko kwadrans, półgodziny zostaje czasu, a zegar ci powiada, że zaledwie parę godzin minęło od południa.