rzeń; ona całemi siłami zdawała się trzymać tych pustych i umierających ścian swego domu, po za któremi widziała już tylko tułaczkę i ubóztwo, a śród których mieszkając, niekiedy przynajmniéj łudzić się jeszcze mogła wspomnieniami na zawsze minionego blasku. Ja nakoniec nie miałam sobie nic do zarzucenia, bo zniszczenie, jakie nas otoczyło, nie było mojém dziełem; ona, przeciwnie, w każdéj godzinie i minucie dnia myśléć musiała, że przez nieopatrzność, łatwowierność i zamiłowanie w zbytku, utraciła świetny dar losu, piękne dziedzictwo majątku swych przodków, który tyle dla niéj i dla innych przynieśćby mógł pożytku. Ale zupełną już różnicę, jaka zachodziła pomiędzy nami, stanowiło to, że ja patrzyłam na ubóztwo, jako na pospolitą przypadłość losu, któréj miliony ludzi ulega, zrozumiałam jego znaczenie i obowiązki; matce zaś mojéj bieda przedstawiała się w postaci brudnych i wstrętnych łachmanów, prowadzących na twarz rumieniec wiecznego wstydu. Co do pracy, jakiéj miałam poświęcić się w przyszłości, była ona w moich oczach zaszczytem, którym co prędzéj przyozdobić się pragnęłam; matce mojéj wrodzony jéj rozsądek i szlachetność ukazywały także poczciwą pracę, jako rzecz godną szacunku i uznania, nie gardziła ona nigdy, jak inni, w jéj minioném położeniu zostający ludzie, tymi, którzy pracują od najwcześniejszéj swéj młodości. Przytém, piękną i bogatą będąc dziewicą, pokochała nawet
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/093
Ta strona została uwierzytelniona.