Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

stynkcyi, jaka ją cechowała dawniéj, tém bardziéj, że i ubranie na niéj było bardzo skromne, ciemne i niedbale włożone. Mimo to, wydała mi się jeszcze sympatyczniejszą, niż wprzódy; dobroć i ciepło serdeczne promieniało z jéj błękitnych źrenic, a cała osoba napiętnowana była nieokreślonym smutkiem i łagodnością.
Zosia stanowiła z nią zupełną sprzeczność. Porzuciłam ją uroczą i pełną wdzięku dziewicą, teraz była prześliczną, w całym blasku piękności rozwiniętą, kobietą. Wysoka, szczupła, dziwnie kształtna, twarz miała jednolitéj białości, porcelanowéj przezroczystości zarazem; bogate warkocze spływały na jéj gibką alabastrową szyję i, wysuwając się z pod piór zdobiących kapelusz, ocieniały czoło, w posągowych wycięte zarysach. Mimo jednak téj doskonałéj piękności, wiała od niéj pewna sztywność i chłód. Trzymała się prosto i ruchy miała powolne, niby odpychające; różowe, drobne jéj usta, okrążone były wyrazem milczącéj surowości; w szafirowych źrenicach dawniejsze iskierki, jakie od czasu do czasu pojawiały się w nich przed kilku laty, rozpaliły się w suchy energiczny blask, łagodzony nieco cieniem, padającym od rzęs długich, ale wzmagany za to surowym łukiem brwi i wyrazem czoła, które miało w sobie coś marmurowego i nieporuszonego. Gdy z powozu jeszcze piérwsze na mnie rzuciła spojrzenie, twarz jéj rozjaśniła się radością i rumieńcem, pochyliła się,