zawołała na furmana, a gdy powóz stanął, wyskoczyła i silnie uścisnęła mi obie dłonie; ale nagle uścisk jéj osłabł, opuściła ręce pomiędzy fałdy swego czarnego płaszcza i wyrzekła uprzejmie, ale bez uśmiechu i czułości:
— Jakże dawno nie widziałam cię, Wacławo.
Potém, gdy Emilka zasypywała mię pytaniami i okrywała pocałunkami, Zosia stała o parę kroków, niema, prosta, biała i niewzruszona, jak marmur, tylko wzrok płonących jéj oczu tkwił uporczywie w méj twarzy. Może myliłam się, ale, patrząc wtedy na nią, byłam prawie pewna, że, jak niegdyś różowe jéj usta z naiwną czułością i wylaniem zwierzały przede mną jéj dziewicze marzenia i uczucia, tak teraz te oczy milczące, nieruchomo utkwione we mnie, suche, lecz rozpłomienione, opowiadały mi wiele, wiele smutnych rzeczy...
Co do mnie, czułam się tak rozrzewnioną i wzruszoną spotkaniem tych dwóch istot, które tak kochałam niegdyś, które przywodziły mi przed wyobraźnią tyle odległych wspomnień, że ani mi na myśl nie przyszło, iż jedna z nich była siostrą, druga żoną głównego dręczyciela méj matki.
Wzięłam w swoje dłonie rękę jednéj i drugiéj i spytałam, ze szczerą czułością patrząc na nie:
— Jesteście szęśliwe?
Na to pytanie moje, zupełnie sprzeczne wyrazy
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.