Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! — rzekła z cicha — wiele, wiele opowiem ci kiedyś o tém wszystkiém... Smutny nasz dom i smutne nasze życie... ale tymczasem żegnam cię... Zosia na mnie czeka... przyjadę wkrótce do ciebie... do zobaczenia...
I uścisnąwszy mię raz jeszcze, odbiegła. Zosia w istocie siedziała już w powozie i zamyślonemi oczyma patrzyła na nas. Dopiéro, gdy ja wsiadłam na konia a powóz ruszył, odwróciła się i przesłała mi znak pożegnania ręką, a bardziéj jeszcze oczyma, które tkwiły we mnie póty, dopóki nie zakryły mię przed nią drzewa boru, do którego wjeżdżałam.
Wracałam do domu powoli i w zamyśleniu, a przed oczyma mojemi stała wciąż siedmnastoletnia Zosia, naiwna, świeża, stojąca w Rodowskim salonie śród blasków balowych i z wachlarzem przytkniętym do ust różanych, z główką pochyloną, z oczyma zdziwionemi i zasmuconemi, słuchająca przestróg wuja, wzbraniającego jéj tańczyć i mówić z człowiekiem, dla którego żywiéj uderzało jéj serce...

VII.

Za powrotem do domu znalazłam siedzącego obok méj matki pana Rudolfa. Przywykłam już była do jego twarzy, pozbawionéj uśmiechu i otwartego spojrzenia, to téż zdziwiłam się trochę, zobaczywszy go,