dno-popielatą barwą, wyglądał daleko porządniéj, niż przed kilku laty. Ogrodzenie podwórza, prostsze od dawnego, ale było nowe i całe; dziury w ganku połatane, dach naprawiony, kominy pobielone, szyby w oknach drobne, lecz czyste, nie zalepione bibułą, ani pozastawiane poduszkami, świadczyły, iż pewien ład i prostota wstąpiły w ten dom, tak opustoszały niegdyś, obdarty, a tchnący pretensyonalnością, okrywającą się starannie pordzewiałym szychem.
Przebywając podwórze i rozglądając się wkoło, myślałam, że nieobecność gospodyni domu nie zawsze jednakie sprowadza dla domu skutki; że tutaj, wraz z jéj oddaleniem się, musiały rozwiązać się ręce komuś, który wszystko urządzić umiał z większym od niéj rozsądkiem i lepszém zastosowaniem skromnych środków do skromnego położenia.
Na ganku spotkał mię pan Rudolf, pomógł wysiąść z kabryoletu i serdecznie uścisnął moje ręce.
— Jesteś pani — rzekł — istotą do najwyższego stopnia obudzającą ufność i przywiązanie. Przebacz, że ci to mówię, ale jestem stary, a przytem krewny twój trochę. Chciałem, abyś spojrzała na moje ukochane dzieci, i dziękuję ci, żeś przybyła, pomimo wszystkiego, co zachodzi pomiędzy twoją matką, a tą, która się nazywa moją żoną...
W ostatnich wyrazach pana Rudolfa zabrzmiała gorycz, czoło jego pokryło się bruzdami, które rozjaśniły się były na chwilę pod wpływem mego przybycia.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.