je pan Rudolf wzdrygnął się, spojrzał na mnie z wyrzutem i zawołał:
— Przypuszczasz-że pani, iż żona moja działa z przyzwoleniem mojém, i że podzielam jéj wyrachowania i poniżeniem okupione nadzieje? Jestem pewny, że pani tak nie sądzisz, bo inaczéj nie powiedziała-byś do mnie słów, któreś przed chwilą wyrzekła. Nie myślę dla dzieci moich o żadnych spadkach, nigdy się o nie nie starałem, a gdyby starania mojéj żony miały nawet wziąć skutek, zdaje mi się, że dzieci nic-by na tém nie zyskały, raz dlatego, że w ich imieniu odrzucił-bym wszystko, co-by z krzywdą cudzą było im dane, powtóre, że żona moja nie pragnie bogactwa dla nich, ale dla siebie, i użyła-by go prędzéj na dręczenie, niż na uszczęśliwienie swéj rodziny...
— W takim razie — rzekłam — jest jeszcze jeden sposób zapewnienia córkom pana spokojnéj przyszłości: oto należy nauczyć je żyć samym przez się...
Pan Rudolf smutnie poruszył głową.
— Madzia — rzekł — umié doskonale spełniać wszystkie kobiece prace i zna wybornie rzemiosło praktycznéj i miłéj gospodyni, co więcéj, Rozalia usposobiła ją nawet do macierzyńskiego zawodu, ucząc ją od dzieciństwa pielęgnować młodsze rodzeństwo. Lecz cóż jéj z tego przyjdzie, gdy prawdopodobnie nigdy nie będzie miała własnego domu, ani zostanie żoną i matką...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.