Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

i wyobraźnią, ale zarazem mówiłam, aby, bądź co bądź, nie przestawała być nigdy różą i skowronkiem swego ojca, aby zawsze kwitła i śpiewała, nie pozwalała sobie na smutki zbyteczne, bo te nic nie poprawią, a odżegnane być mogą pracą i sprawionym przez nią spokojem ukochanych. Słuchała mnie uważnie, łezki oschły w źrenicach, uśmiech wrócił na usta, a gdy skończyłam rzekła:
— To samo, co mówiłaś mi kuzynciu, Wacławo, mówi i pisze mi zawsze Rozalia...
W téj chwili wrócił do pokoju pan Rudolf i prosił mnie, abym udała się z nim do jego gabinetu dla przejrzenia pewnych papierów, tyczących się sprawy mojéj matki.
Dobrą godzinę przesiedziałam nad biurkiem pana Rudolfa, wraz z nim przeglądając i czytając różne rachunki, notaty i sprawozdania interesowe. Im więcéj postępowałam w tém czytaniu, tém więcéj przekonywałam się, jak bacznie i z serdeczném zajęciem czuwał on od dwóch lat nad moją matką, jak często usuwał od niéj troski i zapobiegał stratom, jak wreszcie bez téj jego pomocy i opieki, którą kryjomo zresztą i niewidzialnie roztaczał nad moją matką, nie równie wcześniéj dotkniętą-by ona została katastrofą, która groziła jéj teraz. Im więcéj przy tém czytaniu wzmagała się wdzięczność moja dla pana Rudolfa, tém więcéj także wzrastało zdziwienie. Nie pojmowałam dobrze, zkąd-by pochodziło to jego tak żywe