Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

wić się w rozbieranie, a tém bardziéj doświadczanie subtelnych odcieni sentymentów. Dlatego-to zagadnienia pani rozwiązać nie podejmuję się, bo myśl moja za gruba do tak misternéj roboty...
Matka moja uśmiechnęła się, i czytałam wyraźnie w jéj twarzy, iż żałowała, iż ze zbytnią poufałością przemówiła do człowieka, który, jak sam wyznał, niesposobny był do téj gry w wyrazy i frazesy, tak popłatnéj na wielkim świecie. Ja jednak nie pozwoliłam upaść rozmowie, bo czułam pewną przyjemność w wydobywaniu na jaw téj prawdy wewnętrznéj młodego człowieka, która wrzała w nim i milczała, ale widocznie nie chciała dać za wygraną. Odezwałam się więc, iż żałuję, że nie ma pomiędzy nami jakiego doktora, bo ten-by zaświadczył, że miłość, jak odrę, każdy człowiek, choćby raz, przebyć musi, że zatém i prawnicy nie mogą być wolni od tego ogólnego prawa przyrody. Naturalnie, mówiłam to żartem i przeciw własnemu przekonaniu, bo sama ani myślałam porównywać miłości z odrą; wystarczyło mi jednak jednego na pana Władysława spojrzenia, aby poznać, że memi słowami trafiłam w drażliwą jego stronę. Jak zwykle, gdy był wzruszony, a musiał miéć bardzo wrażliwą naturę, bo zdarzało się to bardzo często, czoło jego zabarwiło się różowo i zaiskrzyły się oczy.
— Odra! — zawołał z porywczém odrzuceniem w tył głowy — niepodobna jest porównywać miłości