z odrą, ani z żadną chorobą! Miłość, to rozkwit człowieka, to chwila, w któréj serce jego rozżarza się i obejmuje światy, dotąd mu nieznane; to właśnie ta prawda, która leży w jego wnętrzu, to właśnie zdrowie i moc, a wszystko, co nie jest nią, jest chorobą, lub biernością...
— Mówisz pan przeciwko sobie — przerwałam spokojnie — i ostatniemi swemi słowami zaprzeczasz tym, jakie przed chwilą wyrzekłeś. Kto bowiem rozumié miłość, jako rozkwit, prawdę i zdrowie, ten musiał jéj choć raz doświadczyć, bo inaczéj nie wiedział-by, że ona jest tém wszystkiém.
Spojrzał na mnie prawie z gniewem. Jestem pewna, że w téj chwili przekonał się ostatecznie, iż znam dobrze dzieje jego serca. Zagniewanie jednak mignęło tylko w jego oczach i wnet znikło; spuścił głowę, jak winowajca.
— Tak — odpowiedział przytłumionym nieco głosem i z mocno zachmurzoną twarzą — tak, i my, proletaryusze, znajdujemy niekiedy wolną od naszéj pańszczyzny chwilę, w któréj wydobywamy się z za stosu okurzonych szpargałów, obmywamy z siebie plamy atramentowe i idziemy w świat po to, o co dopomina się niestłumiona prawda naszego serca. Patrzymy wkoło siebie, marzymy, widzimy nakoniec coś, co do rozkwitu uczucia nasze prowadzi, kochamy; stan ten jednak nie trwa długo, bo ani się obejrzym, jak na uczuciu naszém świat stopę depcącą
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.