Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

— Idzie więc o to tylko — ciągnęłam — aby ręce człowieka nie dały się skrępować, głowa mocno siedziała na karku, a wola była nietylko zdatną do rozlewania atramentu po papierze, ale do trzebienia sobie między chwastami życia wygodnéj drogi.
— O to tylko, o to tylko idzie zapewne — zawołał pan Władysław. — Lecz, powiedz pani, co téż mówią ludzie o takich rękach, możniejszych nad wszelkie więzy, o takiéj głowie, co hardo siedzi na karku, i o takiéj woli, co trzebi chwasty około siebie, nie zważając na to, że one krzyczą, wyją, szczekają, słowem, hałasują wszystkiemi głosami, począwszy od szczebiotania papugi, do ryku osłów?
— Bóg z nimi! — odpowiedziałam — alboż najwyższy sąd nasz nie wydaje swych wyroków we własném naszém sumieniu?
— Sumienie? — uśmiechnął się pan Władysław — to rzecz tak względna...
I po wyrazie twarzy jego, wzruszonym i sarkastycznym, poznałam, że wiele rzeczy miał mi powiedziéć o sumieniu, ale rozmowę naszę przerwało przybycie pana Rudolfa.
Ten ostatni, wkrótce wszczął mowę o interesach mojéj matki, a pan Władysław po raz piérwszy objawił swoje o nich zdanie. Według niego, stan nasz majątkowy bardzo-by mógł jeszcze być świetnym, gdyby główny kredytor zgodził się na zwłokę ostatniego terminu sprzedaży, i gdyby matka moja wydzier-