niu, że myli się ten, kto, gdy wiele marzył i wiele przepłakał, mówi potém sobie: „przestałem kochać”, bo ani spodziewa się, jak dawny gość zapuka znowu do jego serca, albo i przemocą otworzy je sobie...
Pan Władysław nagle podniósł wzrok na mówiącą. Zdziwienie, radość, żal i ironia z kolei przemknęły po wyrazistéj jego twarzy; ostatnia pozostała. Uśmiechnął się i wnet odpowiedział:
— Wszystko względne jest na tym świecie. Bywają osoby, u których owo oblane łzami żalu uczucie, wbrew twierdzeniu pani, bardzo prędko ulega przedawnieniu. Godzi się ono najwyborniéj ze swém przeznaczeniem, a gdy mu w chwili kaprysu przyjdzie fantazya pomyśléć o zbyt rychło zgasłéj przeszłości, bardzo jest rade, jeśli znajdzie pod ręką cienką chusteczkę z koronkami dla otarcia mikroskopijnéj łezki, i paryzki karmelek dla osłodzenia, więcéj wymarzonéj, niż rzeczywistéj, goryczy...
Rumieniec wzmógł się na twarzy Zosi. Na uśmiech jednak pana Władysława, z jakim wymawiał słowa swoje, bardzo podobnym odpowiedziała uśmiechem i odparła z żywością:
— Bywają téż i tacy ludzie, którzy, jakkolwiek zawiedzeni w swych uczuciach, nie potrzebują chusteczek z koronkami dla ocierania łez, bo nigdy nie płaczą...
— Bo nic nie czują... — wtrącił pan Władysław.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.